#wedrive kabriolety

W miniony weekend dostaliśmy zaproszenie od naszych przyjaciół z wałbrzyskiej Stajni B na ciekawe wydarzenie. W ramach cyklu przejażdżek pod hasłem #wedrive mieliśmy możliwość spotkania się z grupą miłośników samochodów i objeżdżenia naszych maszyn pięknymi trasami na Pogórzu Zachodniosudeckim i w Sudetach Środkowych. Wraz z pierwszymi cieplejszymi dniami wolno się budzącej tegorocznej wiosny postanowiliśmy wybrać z naszego garażu dwa kabriolety. Były to jeszcze nie wystawione w ofertach – Porsche 911 Carrera 996 z 1999 roku i Jaguar XJS 4.0 z 1994 roku.

Ten wybór zrodził naturalne pytania – co spisze się lepiej w trasie, co da więcej frajdy na górskich serpentynach i wreszcie, który samochód będzie nam bardziej pasował w obliczu całej wycieczki. Jak na jeden dzień plan był dość intensywne – w końcu na miejsce startu musieliśmy dojechać z Poznania, później przejechać ponad 100 km malowniczej trasy, a na koniec wrócić do domu. Blisko 700 km spędzone w podróży, od wczesnego ranka niemal do nocy.

Nasi bohaterowie to samochody mają wiele cech wspólnych, ale i wiele różnic. Oba swój żywot rozpoczęły w Stanach Zjednoczonych, choć były eksploatowane w całkowicie odmienny sposób. Porsche było zakupione w 2007 roku w salonie Porsche na Florydzie przez polskiego miłośnika motoryzacji i wielkiego fana Porsche. Podstawą jego wybory była konfiguracja z manualną skrzynią biegów, nieczęsto spotykana przecież na amerykańskim rynku. Wówczas był świetnie zachowany samochód, którego przebieg wynosił zaledwie 22824 mile. W 2009 roku samochód został zarejestrowany w Polsce, wciąż w rękach jednego właściciela, dołączyło do kolekcji finalnie liczącej około 20 aut, w większości Porsche. Właściciela zmieniło 5 lat temu, przeszło wówczas kompleksowy serwis w PorschePana w Warszawie i wyjechało do Hiszpanii. Mimo dalszego sporadycznego użytku, samochód był serwisowany, przechodząc ostatni serwis olejowy pod koniec 2020 roku. W maju 2021 właściciel zdecydował się na sprzedaż, montując w samochodzie nowe opony i zlecając nam sprzedaż samochodu w Polsce. Auto odebraliśmy z przebiegiem 42222 km. Ujęło nas pięknie zachowanym, oryginalnym stanem. Najprawdopodobniej wszystkie jego elementy są wciąż w fabrycznym lakierze, zwraca uwagę pięknie utrzymane wnętrze i specyfikacja całkowicie zgodna z fabryczną. Ma elegancki i skromny srebrny lakier, świetnie zachowaną szarą, skórzaną tapicerkę, materiałowy czarny dach w idealnym stanie oraz wciąż lampy z żółtymi kierunkowskazami, cechujące jedynie egzemplarze z pierwszych lat produkcji serii 996. W zestawie przyjechał również hardtop i kupiony przez pierwszego polskiego właściciela zestaw klocków hamulcowych, kupionych na zapas. Ponieważ wciąż nie ma potrzeby ich zmiany, skasowaliśmy jedynie błędy na komputerze i postanowiliśmy solidnie sprawdzić samochód przed sprzedażą.

Jaguar z kolei jest z nami od jesieni zeszłego roku. To XJS z 1994 roku, w finalnej wersji z 4-litorwym silnikiem AJ16. On również żywot swój rozpoczął w Stanach Zjednoczonych, do Polski przyjeżdżając z przebiegiem 164 tys. mil. Tu przeszedł podstawowy serwis i został zarejestrowany w lipcu 2020, po czym wkrótce został zostawiony w rozliczeniu u naszego zaprzyjaźnionego dealera samochodów klasycznych, od którego zdecydowaliśmy się auto odkupić. Przekonał nas kultowy kolor British Racing Green gustownie zestawiony z beżowym wnętrzem oraz sposób, w jaki samochód jeździł. Mieliśmy już analogiczny model, który zostawił po sobie świetne wrażenie. W latach 2016-17 analogicznym XJSem przejechaliśmy bezawaryjnie ponad 10 tysięcy kilometrów. Tu podczas jazdy próbnej wspomnienia wróciły – pięknie i równo mrucząca jednostka napędowa, gładko pracujący automat, miękkie lecz pewne zawieszenie, niemal leżąca pozycja za kierownicą i wspaniały widok kilometrowej maski przed sobą. Auto w momencie naszego zakupu miał wciąż oryginalny lakier, który jednak miał charakterystyczne dla tych aut uszkodzenia klaru. To sprawiło, że zdecydowaliśmy się sprawić mu całkowicie nową powłokę lakierniczą. W międzyczasie przeprowadziliśmy też niezbędne naprawy mechaniczne i elektryczne. W planie mamy jeszcze poprawienie tapicerki, która była już uprzednio naprawiana i zdecydowanie nie podoba nam się sposób, w jaki zostało to wykonane. Skóra w fabrycznym odcieniu „coffee” została przez nas zamówiona w lutym i mimo, że czas realizacji miał wynieść dwa tygodnie, wciąż czekamy… jak w końcu przesyłka dotrze, auto będzie finalnie przygotowane do sprzedaży. Póki co – cieszy nas 🙂

Kiedy przyszedł czas na wycieczkę, ciężko było się zdecydować, które auto może lepiej spisać się na kilkusetkilometrowej trasie. Podjęliśmy jedyną słuszną decyzję – bierzemy kolegę jako kierowcę (pozdrawiamy Łukasza!) i jedziemy dwoma. Wyjazd po 6ej rano nie należy może do najprzyjemniejszych, ale za to pusta S5 w słoneczny, niedzielny poranek to już sama przyjemność. Zaczęliśmy podróż w 911, będąc bardzo ciekawi nowego samochodu. Umieszczony daleko za plecami silnik brzmi ciekawie, choć w trasie można niemal o nim zapomnieć. Nie jest zbyt głośny, wydech w pierwszej serii 996 z silnikiem 3,4 l jest cichy, auto jest stosunkowo grzeczne i mimo solidnej mocy nie kusi do łobuzersko szybkiej jazdy. Skrzynia chodzi precyzyjnie, sprzęgło działa dokładnie tak, jak moglibyśmy tego oczekiwać, a zegary cieszą oczy centralnie umieszczonym obrotomierzem. Zawieszenie ma krótki skok, czuć, że to auto sportowe i na nierównościach należy być ostrożnym. Fotele mają kubełkowy kształt i wąskie oparcia, są sportowe, ale dają wystarczającą do wielogodzinnej jazdy dawkę komfortu. Karoseria ma fantastyczną sztywność. Nawet kiedy materiałowy dach jest zamknięty, nie ma mowy o trzeszczeniu konstrukcji na nierównościach. Z pewnością ma na to wpływ niski przebieg i wybitna świeżość naszego egzemplarza, ale dzięki temu mamy okazję poczuć dokładnie to, co czuli klienci odbierający ten samochód w salonie.

Po zjechaniu z drogi ekspresowej ściągnęliśmy dachy i pojechaliśmy na miejsce zbiórki w Wałbrzychu w tempie spacerowym. W trasie wróciły do nas błędy, które początkowo skasowaliśmy, więc wiemy, że po powrocie będziemy musieli się im przyjrzeć uważniej i znaleźć przyczynę zapalania kontrolek. Poza tym samochód na pierwszym etapie niczym nie zaskoczył. To świetnie wykonany wóz, choć na całej drodze dojazdowej wydawał nam się nieco zbyt grzeczny. Dlatego też z ogromną ciekawością czekaliśmy na trasę wytyczoną przez chłopaków tworzących #wedrive. I tu się nie zawiedliśmy. Wiele odcinków rajdu Elmot z patelniami walimskimi włącznie, zakręty przechodzące bez końca z jednej strony na drugą i niewielki ruch, na który można tu liczyć tylko przed rozpoczęciem sezonu turystycznego. Za kierownicą było co robić. Umieszczenie silnika za tylną osią sprawia, że przed każdym zakrętem niezwykle istotny jest transfer masy, czyli odpowiednie dociążenie przodu. Dzięki manualnej skrzyni można je osiągnąć hamując silnikiem, choć przed ciaśniejszymi i niewidocznymi zakrętami warto się dodatkowo odhamować. Wiatr i otwarty dach wciąż przypominały, że jazda z prędkością powyżej 90 km/h absolutnie nie ma sensu. Pozostało więc kompletne odpuszczanie prostych odcinków dróg i nieco szybsza jazda tam, gdzie warto było poczuć prawa fizyki i możliwości Porsche – czyli na zakrętach. Wszystko z zachowaniem bezpiecznego marginesu, pamiętając o tym, że z zakrętu zawsze może wyskoczyć inny użytkownik drogi, z możliwie rozsądnym marginesem bezpieczeństwa. Auto pozostawało maksymalnie przewidywalne, posłuszne i precyzyjne. Na walimskiej kostce pozwoliło sobie delikatnie odjechać tyłem, choć po ujęciu gazu grzecznie wróciło na swój tor.

W połowie trasy zamieniliśmy się miejscami za kierownicą i ruszyliśmy dalej Jaguarem. Pojechaliśmy spokojnie, a Jaguar doskonale nam przypomniał, za co go tak pokochaliśmy. Wspaniale wybierające nierówności zawieszenie, ujmująco aksamitna praca silnika, niezwykle leniwa pozycja za kierownicą. Jego smukła i długa karoseria oraz niska sylwetka mogą sugerować, że to auto sportowe, jednak prawda jest zgoła odmienna. To gran turismo, samochód stworzony do dalekich podróży, mający przede wszystkim zapewnić odpowiedni komfort. W swoim charakterze podobny jest nieco do Mercedesa SL generacji R107, choć ma nad nim przewagę w postaci dłuższego rozstawu osi, jest pozbawiony irytującego w 107-emce wzdłużnego kołysania, jest bardziej przewidywalny podczas szybko pokonywanych łuków. Choć sylwetka Jaguara XJS jest odmienna niż jego poprzednika, E-Type’a, czuć, że te auta mają wciąż wspólne geny i są to geny szlachetne. Mimo sześciokrotnie wyższego przebiegu niż w naszym Porsche, również tu nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń do sztywności karoserii i jakości wykonania wnętrza. Można mu jedynie zarzucić, że mniej precyzyjnie przylegają tu szyby do uszczelek dachu, co w przypadku jazdy z zamkniętym dachem skutkuje wyższym poziomem hałasu. Mniej precyzyjne jest tu również operowanie gazem i hamulcami, ale to nie jest ujma. W przekroju całego dnia odebraliśmy przesiadkę do Jaguara jako nagrodę. W tym aucie się po prostu odpoczywa. Silnik mruczy, a zawieszenie kołysze. Kiedy chcesz pojechać szybciej – daje radę, jest przewidywalny i niczym nie zaskakuje, ale generalnie za jego kierownicą po prostu czujesz, że jeździć zbyt szybko po prostu nie wypada.

Interesujące może być również porównanie spalania w trasie pomiędzy naszymi samochodami. Porsche spaliło 10,8 l/100 km, Jaguar 12,2 l / 100 km. Wyniki byłby niższe, gdyby nie solidne tempo na S5, które stanowiło 400 km z około 680 km przebytych tego dnia. Różnica rzędu 1,4 l / 100 km może tu wynikać wyłącznie ze skrzyni biegów, a gdyby cały wyjazd był przejechany w spacerowym tempie, spokojnie dałoby się zamknąć w 9-10 l / 100 km.

Optymalny wybór? Jaguar, przynajmniej na dojazd, a na deser jazda Porsche, które należy trzymać w garażu w górach. Póki co na takie rozwiązanie nas nie stać, a i samochody zobowiązani jesteśmy przekazać w dalsze ręce w najbliższym czasie. Porsche jest już aktualnie w warsztacie elektromechanicznym i zmuszeni będziemy wymienić siłownik dachu, który się rozszczelnił. W Jaguarze – czekamy za tapicerką, mając nadzieję, że nie przyjdzie w najbliższym tygodniu 😉

Ważne, że mimo wymagającej trasy oba sprawdzian przeszły śpiewająco. Lubimy jeździć, i samochody z nami lekko nie mają. Jak piękny by nie był klasyk, musi nadawać się do jazdy i nie mamy tu na myśli kilkukilometrowego spaceru. Tylko podczas dnia takiego jak ten poznać możemy nasze samochody, ich mocne i słabsze punkty. To pozwala lepiej je poznać i mieć pewność, że kolejny właściciel będzie również z samochodu zadowolony.